poniedziałek, 25 lutego 2013

Podniszczona ścieżka życia. Czas na coś nowego.

Udeptana zwierzęcymi łapami, wąska ścieżka wiodła przez las. Kto teraz nią szedł? Nikt... Chwila. Jak to nikt? Właśnie z okolicznych krzaków wynurzyła czaro-szara młoda wilczyca, nosząc na grzbiecie śpiącego lisa. Uśmiechała się, była szczęśliwa. Lubiła podróżować. Zerknęła z czułością na ,,jeźdźca''. Kochała go, a on odwzajemniał jej uczucia. Co z tego, że był jej przeciwieństwem? Nikogo nie powinno to interesować.
Nagle przystanęła, czując woń obcego jej zwierzęcia. Zaczęła wąchać ścieżkę. Tak, zdecydowanie kogoś wyczuła. Postawiła uszy na sztorc i rozejrzała się, wolała nie tracić czujności.
Nagle wszystko się potoczyło szybko. Z krzewów wyskoczyła śnieżnobiała lwica, mając złe zamiary. Tak przynajmniej wilczyca sądziła, robiąc błyskawiczny unik. Co z tego, że nie władała nad żadnym żywiołem? Dla niej wytrenowane ciało stanowiło atut, nie posiadanie władzy nad nieznaną dla niej materią, jaką była magia. Obnażyła kły, jeżąc sierść na karku. Nie ufała obcym.
- Kim jesteś? - Lwica uważnie omiotła wzrokiem postać wadery. Zauważając lisa, poprawiła się: - Kim jesteście?
- Nie powinno cię interesować - warknęła czarna.
- Widzę, że masz tupet. Co robisz na terenach Stada Zwierzęcych Kłów?
- Przechodzę, nie widzisz? Daj mi święty spokój. Zaraz stąd zniknę. - Wilczyca zmarszczyła nos z niesmakiem. Nie lubiła tego typu sytuacji.
Może często bywała miła, zabawna czy przyjazna, ale ta lwica już zepsuła jej dzień. Spojrzała na białego drapieżnika, nadal się jeżąc, a ta, o dziwo, usiadła sobie najspokojniej w świecie na ścieżce. Nie bała się? Nie broniła terenów? To już było dziwne...
- Co ty robisz? - spytała zdumiona, patrząc na dorosłą samicę.
Poczuła, jak lis, który do tej pory spał, poruszył się na jej grzbiecie. Przesunął ogonem po boku wadery i mrucząc, budził się. Po chwili uniósł łeb i nieprzytomnie spojrzał na zwierzęcia, który siedział w najlepsze na ścieżce.
- Kto to? - mruknął do czarnej.
Wzruszyła ramionami i spojrzała groźnie na lwicę, która powoli przesunęła ogonem po ziemi, odgarniając śnieg. Teraz delikatnie się uśmiechała. Dziwna i to w stu procentach.
- Zwą mnie Sashą i jestem przywódczynią Stada Zwierzęcych Kłów. Może zechcecie do nas dołączyć?
- Jasne. Mam już dość włóczenia po świecie. Jestem Sheyn. - Lis uśmiechnął się nieśmiało.
Wadera miała ochotę go zabić za te wyrażenie, ale... Co ją powstrzymało od wprowadzenia tego w czyn? Może uśmiech dużej kocicy? Sama nie wiedziała, co to takiego dokładnie było. Westchnęła głośno. W sumie podróż trwała już długo... Czemu by nie spróbować życia w stadzie? Stado Zwierzęcych Kłów... Interesująca nazwa, nie powiedziałaby. Postanowiła pójść za wolą Sheyna.
- Akyes - mruknęła zdawkowo, kiwając łbem.
- W takim razie... Witajcie. - Tym razem uśmiechnęła się szeroko.
Może jest i dziwna, ale wydaje się szczera. Może wart jej zaufać? Szukając odpowiedzi na te pytanie, dołączyła do Stada Zwierzęcych Kłów wraz z Sheynem. Może nie będzie tak źle?

4 komentarze:

  1. Noo... fajna notka... To dobrze że od razu po dołączeniu napisałaś jak trafiłaś do stada, chociaż coś się na blogu dzieje... :3

    OdpowiedzUsuń