poniedziałek, 19 listopada 2012

Opowiadanie...

Diabeł szedł przez las, oglądając się co chwila nerwowo za siebie. Nikt za nim nie szedł. Jakąś godzinę marszu od polany był mały placek trawy między drzewami, czekał tam na niego kary ogier z krwią cieknącą po dolnej wardze i podbródku. Shadziak założył na niego niesione ogłowie i zarzucił siodło, szybko dopiął popręg i wskoczył na jego grzbiet, zanim koń zorientował się, co się dzieje. Chrapnął, stanął dęba, diabeł krzyknął tylko:
- Cicho tam, na dole, Rodianie! - szarpnął wodze, munsztuk trzasnął o kły, Rodian zganaszował się mocno i posłusznie pogalopował naprzód.
Pole, dłuuugie pole, coraz szybciej i szybciej... 
Świat migał mu po bokach, nie próbował nawet skupiać trójkolorowych oczu na szczegółach, za dobrze znał tę trasę.
Przekroczyli prędkość dźwięku, rozmazana smuga na tle krajobrazów różnych krain, Shad przymknął oczy, wymawiając cicho formułkę, dokładnie artykuując ją przeciętymi blizną wargami. Wskoczyli w portal, błękitną masę, wypadając w zupełnie innym świecie.
Hamowanie na ryju, heble heble heble, stęp. Majzel sprawił, że Rodian machając łbem rozsiewał dokoła krople gęstej krwi. Shadziak westchnął nerwowo i dodał łydkę, mocne, potrzaskane kopyta pewnie deptały darń i gałęzie, przegniła, wilgotna, duszna czerń otaczała ich, pochłaniała, zrzucała na umysł ogromny ciężar smutku i melancholii.
Długo szli, rozglądając się uważnie diabeł upewniał się w przekonaniu, że nie pomylił wyjść z tunelu czasoprzestrzennego.
Avacard.
Kraina, w której wszystko się zaczęło... W której spłacał długi za wiedzione życie.
Śmiechy, rżenia, błyski... Tak. 
To tutaj.
Polana Dwunastu...
Diabeł zamknął oczy i popchnął Rodiana, pięknym paradnym kłusem wyciągniętym wjeżdżając w pole widzenia przebywających na polanie.
- Synnnuś! W końcu! - Shadziak zsunął się ze swojego ogiera, stając przy jego boku. Stał przed grupką koni... koni, tak, koni... i czuł się nieswojo. Fioletowy- ojciec. Błękitno-siwy- brat ojca. Skarogniady chudzielec- brat. Karoszka z kapiącą z pyska i kłębu krwią- siostrzenica. Gniadoszka, drobna, jeszcze dziecko, z ciałem pokrytym złotymi ornamentami... córka.
- Co postanowiłeś poświęcić, by dalej wieść to hulaszcze emocjonalnie życie CZŁOWIEKA? - zapytał poważnym, wyniosłym tonem siwek.
- Spierdalaj. - mruknął Shadziu, skupiając uwagę na ojcu. - Czego chcą?
- Duszy. Kolejnej duszy. Jeśli nie oddasz kogoś niedługo... wezmą Shocklet. - On, ojciec Shada, spojrzał wymownie na swoją wnuczkę.
- Znowu będą mi grozić jej utratą... - prychnął znudzony.
- Tak. No.. jest jeszcze Płacząca Krwią. - diabeł cofnął się o krok, wpadając na tylną nogę Rodiana.
- Nie oddam jej. Wiecie o tym. Nigdy.
- Twoja sprawa... - fioletowy odwrócił się i odstępował kawałek dalej. - Jeśli chcecie być osobnymi bytami, Shado, eS, Shady i ty, lepiej coś wymyśl.
- Tato... Nie możecie mi jej zabrać... - Shadziak podszedł za ojcem, załamując ręce. 
- Sam ją sobie zabierasz, wiesz o tym. - fioletowy pysk przerzucał liście, szukając czegoś. - Pierwszy, gdzie to schowałeś..? - mruknął do najstarszego syna. Skarogniady koń spojrzał na niego zaskoczony.
- Ja? Nie chowałem nic. Nie wiem. - krótka, pedalsko ścięta grzywa zakołysała się na jego długiej szyi.
- No kurna mać gdzieś tutaj... o, mam. - podał Shadowi mały zwój ściśnięty twardym sznurkiem. - Złam pieczęć i polej krwią znak wodny, jak znajdziesz duszyczkę.
- Jasne. - schował kartę do tylnej kieszeni dżinsów i włożył noge w strzemię. 
- Uspokój sygnały, chłopcze, wsłuchaj się w oddech lasu... - powiedział nieobecnym tonem siwek, Snow, mierząc wszechwiedzącymi oczami bratanka.
- Co jeszcze? - Shadziu naprawdę NIE LUBIŁ tych filozoficznych gadek. Za skomplikowana składnia jak na jego przeżarty morfiną i alkoholem mózg.
- Życie czeka i goni, a czas nie odsłoni tego, co za rogiem czai się... - zaintonował Snow, na sobie tylko znaną nutę.
- Jasneeee... - diabeł nie czekał, wskoczył na Rodiana, ogier chrapnął i przysiadł na zadzie, nienawidził bycia dosiadanym. - Dzięki za wieści, tato! - jeździec ukłonił się Oniemu.
- Nie ma problemu, synu. Ale weź od czas udo czasu zwerbuj nam jakąś ładną z drugiej strony lasu... - mrugnął do niego fioletowym okiem.
- Zobaczę co da się zrobić! - zawrócił w miejscu i puścił się galopem z powrotem. Ziemia za zadem Rodiana pękała z hukiem, darń osypywała się w otchłanie piekieł. - Szybciej szybciej, błagam, szybciej..! - błagał szeptem karosza, ten posłusznie przyspieszał, osiągnęli wkrótce prędkość odpowiednią, by skoczyć w portal.
Lądowanie w lesie Stada nie należało do najzgrabniejszych w ich życiach, Shadziak zarył nosem w ziemię, koń przetoczył się przez grzbiet i wstał, zdenerwowany i spieniony. Chłopak zdjął mu siodło, wierzchem dłoni chociaż trochę ocierając cieknącą mu na usta czarną krew i odpiął ogłowie, pęk pasków i dwa wędzidła zostały mu w dłoni. Ukłonili się sobie, po czym diabeł udał się z powrotem na polanę Kłów.
Jakaś duszyczka na odkupienie kolejnego miesiąca...
Chętni na gnicie w Piekle, do nogi, do nogiii...! zanucił, dziarsko maszerując do jednego ze swoich domów.





***



masz, Pay, jedno na miesiąc -.-
Nie umiem tak o nim pisać, co nie napisze, to nie ogarniecie D:

3 komentarze: